Najważniejszym dniem świąt jest Wigilia, a z nią – jak podkreśla dr Grzegorz Odoj z Instytutu Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach – związanych było wiele tradycji wynikających z określonymi zachowaniami magicznymi. - Wigilia to był dzień niezwykły nie tylko dlatego, że zbliżało się Boże Narodzenie, ale także przesilenie słoneczne, które następuje 25 grudnia. Niegdyś, jeszcze w kulturze starosłowiańskiej, był ten czas kiedy obchodzono kolejne w roku Dziady. Jeszcze do dziś, szczególnie wśród starszego pokolenia, w Wigilię panuje taki specyficzny nastrój spokoju i myślimy wtedy o zmarłych – mówi dr Odoj.
Wigilia była przełomowym momentem w roku
Jak tłumaczy dr Grzegorz Odoj w kulturze tradycyjnej to Wigilia była przełomowym momentem w roku. Momentem przejścia do nowego czasu. Do dziś zresztą na Górnym Śląsku mówi się „jakiś we Wilijo, takiś cołki rok”. Dopiero na początku 20. wieku zaczęto dość powszechnie obchodzić Nowy Rok. Wcześniej „fajrowano” przez 12 dni, aż do Trzech Króli.
- W niektórych rejonach Górnego Śląska 6 stycznia spożywano kolejną „kolację wigilijną”. To było zakończenie tego okresu godów. W tym czasie mijał Nowy Rok, który niejednokrotnie nie był zauważany – mówi dr Odoj.
Najważniejsze działania związane z przygotowaniem świąt rozpoczynały się w Wigilię o świcie. Wówczas ojciec wychodził do lasu i przynosił zieloną żywą choinkę, a dzieci zajmowały się jej przystrajaniem. - Pewnego rodzaju desakralizacją byłoby przystrajać tę choinkę wcześniej. To zupełnie inaczej niż współcześnie, kiedy choinki i inne świąteczne rekwizyty pojawiają się w przestrzeni publicznej już w listopadzie – dodaje naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego.
Przed choinką na Górnym Śląsku była betlyjka
Ta choinka, którą od razu mamy przed oczami na myśl o Świętach Bożego Narodzenia, pojawiła się na Górnym Śląsku dopiero pod koniec 19. wieku. Tradycja przywędrowała tutaj z niemieckiej Alzacji i początkowo obecna była jedynie w domach mieszczańskich. - Jeszcze w okresie międzywojnia nie było pewne czy choinka zakorzeni się na Górnym Śląsku. Dlatego, że była tu powszechna tzw. betlyjka, czyli szopka złożona z wielu figurek. Ona była takim podstawowym znakiem świąt i jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku lokalni dziennikarze narzekali, że choinka wypiera tę rodzimą tradycję – mówi dr Grzegorz Odoj.
- Pamiętam z własnego dzieciństwa, jak co roku, z wielkim pietyzmem, ustawiałem taką bożonarodzeniową betlyjkę – dodaje.
Choć bożonarodzeniowa choinka, jaką znamy dziś, pojawiła się w naszym regionie dopiero nieco ponad sto lat temu, to wcześniej w kulturze ludowej obecne było zielone drzewko, jak symbol życia i odradzającej się przyrody. To tzw. podłaźniczka, czyli czubek choinki, zawieszany u powały i ozdabiany jabłkami czy wycinankami z opłatka.
Świąteczne rekwizyty miały magiczny sens
Świąteczne rekwizyty, które dziś są przede wszystkim dekoracją, dawniej miały dodatkowy magiczny i symboliczny sens. Tak było m.in. z jabłkiem, które pojawiało się na stole czy wieszano je na choince. - W czasie Wigilii należało je nadgryź, co miało chronić przed chorobami gardła. Dodatkowo, w niektórych regionach Polski, dziewczyny idąc na Pasterkę zabierały ze sobą takie jabłko, co miało spowodować, że w najbliższym czasie wyjdą za mąż. Było to nawiązanie do historii biblijnej, kiedy Ewa poczęstowała Adama jabłkiem z drzewa poznania dobra i zła – mówi dr Grzegorz Odoj.
Z przyszłym mężem związana była także wróżba z siana, które znajdowało się pod obrusem na wigilijnym stole. Jeżeli dziewczyna wyciągnęła proste i długie źdźbło oznaczało to, że trafi się jej dobry kandydat.
Niegdyś ze śledzia, powszechnie spożywanego na wigilijnej kolacji, odcinano płetwę ogonową i gospodarz przyklejał ja do ściany lub powały. To miało miało w nadchodzącym roku ochronić domowników przed... bólem zębów. Jak tłumaczy naukowiec z UŚ z bólem zębów, który w dawnych czasach był trudny do zwalczenia, były związane też inne wigilijne przesądy – np. nie wolno było tego dnia wbijać w ścianę gwoździ, bo to mogło skutkować właśnie bolącymi zębami.
- Najgorzej było jeżeli w trakcie Wigilii komuś wypadł lub nadłamał się ząb. Twierdzono, że w najbliższym czasie taka osoba umrze – mówi dr Odoj.
W Wigilię dobrze było… coś ukraść
Z dawną Wigilią związanych jest także wiele zwyczajów i przesądów, które miały zapewnić dobrobyt w nadchodzącym roku. Z tego powodu w tym dniu nie należało nic nikomu pożyczać, ale dobrze było… coś ukraść. - To miało charakter rytualny i była to pewnego rodzaju konwencja. Wchodziło się do ogrodu sąsiada i zabierało się np. jakieś zmarznięte jabłko, które leżało na ziemi. To miało spowodować, że w nadchodzącym roku będzie przybywać nam dóbr – tłumaczy naukowiec.
Z tego samego powodu na wsi po Pasterce ścigano się, kto pierwszy dotrze do domu. Ten, który był tam najszybciej miał mieć najlepsze plony. Do dziś, aby zapewnić sobie dobrobyt, wiele osób na Górnym Śląsku wkłada do portfela łuskę karpia, który jest podawany na wigilijną kolację, a pod talerz wkłada pieniądze.
Prezenty przynosi Dzieciątko. Skąd się wzięła ta tradycja na Górnym Śląsku?
Najważniejszą bożonarodzeniową tradycją wyróżniającą Górny Śląsk jest Dzieciątko, które przynosi świąteczne prezenty. Choć jest jeden wyjątek, to ukształtowany w dużej mierze przez kościół ewangelicki Śląsk Cieszyński, gdzie prezenty przynosi Aniołek.
- Ta tradycja wzięła się oczywiście z Biblii, ale gdyby to miała być tylko Biblia to znana byłaby w całym chrześcijańskim świecie, a tak przecież nie jest – mówi Marek Szołtysek, znawca kultury śląskiej.
Według Marka Szołtyska tradycja związana z Dzieciątkiem przynoszącym prezenty ma swój początek w czasach św. Jadwigi, śląskiej księżnej żyjącej na przełomie 12. i 13. wieku. Miała ona rozpocząć jego kult i zawsze miała przy łóżku glinianą figurkę Dzieciątka. - Raz w noc Bożego Narodzenia to gliniane Dzieciątko miało jej zapłakać – mówi Szołtysek.
Kolejny element, który miał wpływ na tę śląską tradycję, to zdaniem Marka Szołtyska, kult czeskiego Jezulatka. To pochodząca z 16. wieku 47-centymetrowa figurka, która znajduje się kościele Panny Marii Zwycięskiej w Pradze. Jej rozpoczął się pod koniec wojny 30-letniej, która dotknęła także ziemie śląskie. Podczas plądrowania kościoła figurce zniszczono ręce, a Jezulatek miał powiedzieć jednemu z zakonników, że jak odda mu ręce, to on odda pokój. Figurkę naprawiono, a niedługo później zakończyła się krwawa wojna.
- Wtedy także w Czechach rozpoczęła się taka tradycja Dzieciątka roznoszącego dary, ale tam ona już właściwie wyginęła. Dziś Czesi mogą nam tylko pozazdrościć – mówi Marek Szołtysek.
Na Górnym Śląsku mocno obecna jest od połowu 19. wieku, kiedy rozwinął się przemysł i miejscową ludność było stać na świąteczne prezenty. - Wtedy przypomniano sobie tą dawną tradycję i do tej roli wskazane zostało właśnie Dzieciątko – mówi Szołtysek. Do dziś w wielu śląskich domach z okazji świąt życzy się „Bogatego Dzieciątka”