Pierwszy pomnik na placu Wolności w Katowicach stanął w 1898 roku. Na ówczesnym Wilhelmsplatzu odsłonięto wtedy monument na cześć cesarzy Wilhelma I i Fryderyka III. Pierwszego czczono jako zjednoczyciela Niemiec w 1871 roku, po zwycięskiej wojnie Prus z Francją. Wprawdzie więcej zasług położył tu kanclerz Otto von Bismarck, ale popularny cesarz był tego zjednoczenia personifikacją. Drugi odznaczył się w wojnach zjednoczeniowych. W jego wojskowej karierze lśnił prawdziwy brylant zwycięstwa nad Austriakami pod Sadową, do którego walnie się przyczynił, nawet jeśli w także w tym wypadku o triumfie przesądziła doskonała praca pruskiego Sztabu Generalnego pod rozkazami Helmutha von Moltkego, logistyka i lepsze uzbrojenie. Fryderyk już jako następca tronu dał się poznać jako nietuzinkowa postać o szerokich horyzontach. Ale objąwszy tron po śmierci wiekowego ojca w 1888 roku, zasiadał na nim niewiele ponad trzy miesiące (jak skrupulatnie podliczono - 99 dni). Zmarł po operacji nowotworu gardła, ku szczególnej rozpaczy niemieckich liberałów, którzy liczyli, że pod jego rządami nastanie złoty wiek dla liberalizmu w Rzeszy. Ojcu i synowi zaczęto w Niemczech stawiać wspólne pomniki. Jeden z nich odsłonięto w Katowicach 18 października 1898. Jego autor, Felix Görling, był m.in. twórcą pomnika Wilhelma I w Altes Palais, czyli Starym Pałacu, zwanym też Kaiser Wilhelm Palace, siedzibie Hohenzollernów przy Unter den Linden w Berlinie. Görling wyraźnie był w łaskach u cesarza Wilhelma II, syna i wnuka postaci, które przez najbliższe kilkadziesiąt lat miały spoglądać z góry na katowiczan spacerujących po pięknym Wilhelmsplatzu.
Przestały 13 grudnia 1920 nad ranem, kiedy cesarskie posągi z hukiem wyleciały w powietrze.
Zamach na pomnik cesarzy
Stojący na placu Wilhelma pomnik dwu cesarzy (Wilhelma I i Fryderyka III)
został dziś rano około godziny 5 1/2 wysadzony w powietrze. Cokół pomnika jest prawie nieuszkodzony, natomiast oba posągi rozleciały się zupełnie. Wybuch był nadzwyczaj silny; w przyległych do placu Wilhelma domach popękały wszystkie szyby. Po sprawcach zamachu nie ma śladu; policya wdrożyła śledztwo. - Powszechnie utrzymuje się, że sprawców szukać należy wśród komunistów. Niemieckie pisma, szczególnie hakatystyczna „Katowicerka“ sili się na dowód, iż Polacy wysadzili pomnik cesarzy w powietrze. - opisywał to Górnoślązak. Zamach przypisywany komunistom najprawdopodobniej był jednak dziełem członków Polskiej Organizacji Wojskowej. I swoistą samowolką, choć być może nie jedyną - jednocześnie, jak gdyby w ramach skoordynowanej akcji, zniszczono pomnik cesarza Wilhelma w Mikołowie.
Dziś możemy tylko przypuszczać, że wśród osób podejrzanych o zniszczenie pomnika mogli być synowie Teofila Patalonga, urodzonego w roku 1869, zamieszkałego w Załęskiej Hałdzie, działacza robotniczego i narodowego, współzałożyciela Towarzystwa Śpiewaczego „Lutnia”, komendanta Polskiej Organizacji Wojskowej w tej miejscowości, lokalnego dowódcy w I i II powstaniu. Potwierdzeniem hipotezy, że sprawcami byli członkowie konspiracyjnej organizacji wojskowej, może być końcowy fragment pierwszego rozkazu dowódcy Dowództwa Obrony Plebiscytu „Kunowskiego” (płka Pawła Chroboka), wydanego 2 stycznia 1921 roku. - pisze Wojciech Janota w swoim artykule Pomnik Poległych Powstańców Śląskich w Katowicach. Historia i polityka (Niepodległość i pamięć 4/2 (8). Powstańczy dowódca napisał w nim m.in. Zabraniam, aby w przyszłości działy się bezkarnie rzeczy takie, jak samowolne wysadzanie pomników.
Rzeczeni bracia Patalongowie wraz z braćmi Schwedt zostali zatrzymani przez policję, która w toku śledztwa w sprawie zamachu odkryła na Załęskiej Hałdzie wielką ilość granatów ręcznych, bomb i innej broni (jak informował Górnoślązak) . Wydaje się jednak, że podejrzani nie stanęli przed sądem. Jednak blisko 20 lat później Patalongów dotknęła rodzinna tragedia, gdy ich ojciec Teofil (tak jak oni powstaniec śląski i być może sam uczestnik zamachu) został zamordowany przez Niemców 4 września 1939. Wkrótce po jego tragicznej śmierci przestał też istnieć kolejny pomnik na placu Wolności.
Pamięci bohaterów
Był to grób Nieznanego Powstańca Śląskiego, Płytą Powstańców też zwany, monument nie nazbyt monumentalny, bo stworzony w oparciu o postument zniszczonego Pomnika Dwóch Cesarzy. Dodano doń pamiątkową tablicę, dzieło rzeźbiarza Tadeusza Błotnickiego.
Tablica wykonana jest z Piaskowca Krzeszowickiego i obramowana marmurem Kieleckiem. Na tablicy wyryte jest następujący napis: Pamięci bohaterów poległych w powstaniach na Górnym Śląsku w latach 1919, 1920 i 1921. Obywatele Polscy miasta Katowic w roku 1923. Dr. Górnik, pierwszy burmistrz miasta Katowice przyrzekał, iż powierzoną jego opoce tablicę otoczy największa opieka jako drogą dla miasta Katowice pamiątkę narodową” - relacjonowała uroczystości odsłonięcia prasa. Pomnik, który odsłaniali prezydent RP Stanisław Wojciechowski i Wojciech Korfanty, do roku 1939 stanowił ważny punkt miasta i oficjalnych uroczystości. Szczególnie rocznicowych obchodów powstań śląskich. Kończyły się pod nim wieńczące je wieczorne marsze z pochodniami, których trasa prowadziła z rynku ulicą 3 Maja właśnie na plac Wolności. Bawiące w Katowicach VIP-y czy uczestnicy wycieczek rozmaitych organizacji zwyczajowo składały pod nim kwiaty. Miejsce zaistniało w świadomości katowiczan, pojawia się też w literaturze o międzywojennym mieście.
Pomnik Wdzięczności. A nawet dwa
W 1939 r. Niemcy zniszczyli Płytę Powstańców. Jej miejsce zajął obelisk upamiętniający poległych żołnierzy Wehrmachtu. Postał na placu do 1945 roku, kiedy zastąpił go nowy, poświęcony tym razem Armii Czerwonej. Jego autorem był Paweł Steller. Słynnemu plastykowi, znanemu jako śląski Dürer, Sowieci odwdzięczyli się osobliwie. Zaledwie kilka tygodni po odsłonięciu pomnika (co miało miejsce 27 lutego 1945) został aresztowany, a wkrótce wywieziony do syberyjskiego łagru. Wrócił stamtąd pod koniec 1946 roku.
Kilka lat później, w 1950 r., skromny pomnik Stellera zastąpiono wystawniejszym, autorstwa prof. Stanisława Marcinowa. Jako modele służyli mu studenci ówczesnego katowickiego Oddziału Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (uczelnia ta, po wielokrotnych zmianach nazwy i rangi, ostatecznie stała się Akademią Sztuk Pięknych w Katowicach). Jednym z nich był Ernest Marek, długoletni grafik Panoramy. Po latach wspominał, że nieruchome pozowanie w szynelu, w zamkniętym pomieszczeniu pod dachem „stodoły” (jak zapamiętał, w rzeczywistości była to częściowo drewniana hala dawnych Targów Katowickich) do przyjemności nie należało. W maju 1949 r. zajrzał tam reporter Dziennika Zachodniego:
Na małej estradzie wciąż tkwią nieruchomo dwaj żołnierze, żywe modele, z kawałkami drzewa w rękach, imitującymi karabiny. Trzeba naprawdę wygłosić pochwałę ich cierpliwości; w słońcu, sączącym się z góry, stoją w hełmach i ciepłych płaszczach.
Skądinąd tym dziennikarzem, który podpisał swój artykuł o powstawaniu pomnika skrótowcem Wisz, był sam Wilhelm Szewczyk.
Dzieło Marcinowa - pomnik Wdzięczności Armii Wolności i Pokoju, jak go górnolotnie nazwano - odsłonięto 29 kwietnia 1950 r. Datę zapewne wybrano dlatego, by zdążyć przed uroczystościami 1 Maja. Tym razem na placu Wolności VIP-ów szczebla wyższego niż wojewódzki nie było. Sowietów też zresztą reprezentowali zaledwie wicekonsul i pułkownik. Jak donosiła Trybuna Robotnicza, ten ostatni, nazwiskiem Puczkow, w imieniu Armii Radzieckiej przekazał zebranym gorące pozdrowienia, życząc jak najlepszych wyników w budowie socjalizmu w Polsce. „Odsłonięcie pomnika Wdzięczności dla żołnierzy - bohaterów Armii Radzieckiej - stwierdził on - jeszcze raz podkreśla gorące uczucia narodu polskiego do narodów radzieckich, które wyzwoliły Europę od niemieckiego faszyzmu”.
Z tego, ile cała ta dęta propaganda miała wspólnego z rzeczywistością, szczególnie na przełomie lat 40. i 50., gdy Polska znajdowała się pod faktyczną okupacją Armii Wolności i Pokoju - zdajemy sobie oczywiście sprawę.
Pusty cokół
Pomnik Wdzięczności zniknął z centrum Katowic 14 maja 2014 r. Po zdemontowaniu i renowacji trafił na cmentarz żołnierzy radzieckich w parku Kościuszki.
- Na środku placu Wolności stoi pusty granitowy cokół. Widać ludzi dręczy obawa, że kogokolwiek by tam postawić, to może się nie przyjąć - komentuje Piotr Fuglewicz, pasjonat dziejów miasta. Czy władze i mieszkańcy Katowic mają pomysły i plany zagospodarowania tego niewątpliwie historycznego miejsca? Będziemy pytać i do tematu wrócimy.