Plac Wilhelma Szewczyka czy Marii i Lecha Kaczyńskich? Spór w Katowicach trwa od czterech lat

Ktoś, kto przyjeżdża do Katowic, może poczuć się zmieszany. Znaki na dworcu PKP prowadzą go na pl. Marii i Lecha Kaczyńskich, z kolei te ustawione na mieście - na pl. Wilhelma Szewczyka. Spór o nazwę placu w ścisłym centrum miasta pomiędzy Śląskim Urzędem Wojewódzkim a Urzędem Miasta Katowice trwa od czterech lat i nic nie wskazuje na to, aby miał się zakończyć.

Decyzję o dekomunizacji pl. Wilhelma Szewczyka w ścisłym centrum Katowic wojewoda Jarosław Wieczorek z Prawa i Sprawiedliwości podjął 13 grudnia 2017 roku. Na konferencji prasowej powiedział dziennikarzom o kilkunastu miejscach w całym regionie, których nazwy zmienił, ale o pl. Wilhelma Szewczyka, który przemianował na pl. Marii i Lecha Kaczyńskich, nie wspomniał. Dlaczego?

Czytaj również: „Tak dla Polski” - szykuje się nowa partia prezydentów miast

Rzeczniczka Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego Alina Kucharzewska tłumaczyła wówczas, że dokumenty z Instytutu Pamięci Narodowej, dotyczące Wilhelma Szewczyka, dotarły do wojewody po konferencji prasowej i dopiero wtedy zapadła ostateczna decyzja.

Przypomnijmy, że politycy PiS-u w tamtym czasie masowo nadawali ulicom oraz placom patronat Marii i Lecha Kaczyńskich. Robili to na podstawie tzw. ustawy dekomunizacyjnej, powołując się na zakaz propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej.

Dlaczego IPN uznał, że Wilhelm Szewczyk propaguje komunizm?

Listę zabronionych nazw przygotował IPN. Znalazła się na niej m.in. Armia Czerwona, Przodownicy Pracy, Plan Sześcioletni, Karol Marks, Władysław Gomułka, Jerzy Ziętek czy Wilhelm Szewczyk. Czego dowiadujemy się z notatki, którą IPN przygotował na temat tego ostatniego?

- 10 października 1940 roku został wcielony do Wehrmachtu i służył w 49. batalionie piechoty 158. dywizji, walcząc na froncie wschodnim, gdzie był ranny, i we Francji. Po proteście przeciw przyznaniu przez władze niemieckie Volkslisty numer III, został prawdopodobnie aresztowany 1942 roku i osadzony w więzieniu w Katowicach, skąd wedle własnych relacji zbiegł w trakcie przepustki i do końca wojny ukrywał się na terenie Generalnego Gubernatorstwa - czytamy.

Dalej IPN informuje, że Wilhelm Szewczyk po II wojnie światowej pracował w Wydziale Informacji i Propagandy Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Należał m.in. do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, skąd został tymczasowo usunięty w 1949 roku w ramach czyszczenia szeregów partii z przedwojennej inteligencji oraz endecji.

- W pierwszej połowie lat 50. Wilhelm Szewczyk był inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa jako „reakcjonista”, „klerykał”, „nacjonalista” oraz „separatysta śląski”. W listopadzie 1956 roku zapadła ostateczna decyzja o zaniechaniu jego rozpracowania. Aparat bezpieczeństwa uznał bowiem, że był w pełni „lojalny wobec ustroju” - napisali eksperci IPN-u.

Był członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, a także posłem Sejmu w latach 1957-1965 oraz 1969-1985. - W wyborach czerwcowych 1989 roku bezskutecznie startował do Senatu jako kandydat formalnie niezależny, w rzeczywistości popierany przez PZPR - dodali.

Wspomnieli także o tym, że współpracował „z pismem kulturalnym o socrealistycznym profilu” - „Śląskiem Literackim”, był redaktorem naczelnym „należących do nurty październikowej »odwilży«” „Przemian”, redaktorem działu kultury partyjnej „Trybuny Robotniczej”, redaktorem naczelnym „zajmującego proreżimowe stanowisko” dwutygodnika „Poglądy”, a także dziennikarzem Polskiego Radia.

„Był działaczem regionalnym w najlepszym tego słowa znaczeniu”

W odpowiedzi na zarzuty IPN-u autor książki o Wilhelmie Szewczyku i historyk Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach dr hab. Maciej Fic na łamach „Gazety Wyborczej” zamieścił artykuł, w którym zauważył, że pracownicy instytutu w swojej opinii w ogóle nie wspomnieli o literackim dorobku zdekomunizowanego bohatera, który napisał ponad 60 książek.

- Autorzy z IPN-u nie odnotowali tego, że (…) był również dziennikarzem, autorem kilku tysięcy tekstów opublikowanych na łamach około 150 czasopism, reprezentujących różne kręgi polityczne. Że swoją wiedzę śląskoznawcy i historyka kultury prezentował także w Telewizji Polskiej. Że znacząco kształtował świadomość i wrażliwość mieszkańców regionu, a pisma, którymi kierował, stały się ważnym miejscem wymiany myśli i debaty nad problematyką śląską - i szerzej, dotyczącej tzw. ziem zachodnich - napisał Maciej Fic.

Podkreślił także, że eksperci IPN-u nie wspomnieli o ocenzurowaniu niektórych książek i tekstów prasowych Wilhelma Szewczyka przez władze PRL-u. - Najpewniej nie pasowało to do tezy „aparatczyka” i „klerykała” - stwierdził autor tekstu.

- Nie zapisali też, że (...) prezentował jednoznacznie polską postawę narodowościową i prosił o usunięcie z Volkslisty, co jednoznacznie należy ocenić jako przejaw ogromnej odwagi. (…) Autorzy z IPN nie odnotowali tego, że Wilhelm Szewczyk w 1946 roku został z powodów politycznych wyrzucony z pracy w katowickiej rozgłośni Polskiego Radia, a w 1981 roku odsunięty z funkcji redaktora naczelnego „Poglądów” - wypunktował.

Zaznaczył jednocześnie, że życiorys zdekomunizowanego patrona placu nie był „kryształowy”, podobnie jak większości postaci historycznych.

- Wilhelm Szewczyk był bez wątpienia działaczem regionalnym w najlepszym tego słowa znaczeniu. Był osobowością, której przymioty w mojej ocenie wystarczają, by czynić z niej postać wartą upamiętnienia w mieście, z którym związana była przez większość swojego życia - ocenił Maciej Fic.

Naukowcy uznali opinię IPN-u za nierzetelną i stronniczą

Za Wilhelmem Szewczykiem wstawiła się również Rada Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

- Tendencyjny sposób opracowania opinii przez Instytut Pamięci Narodowej wyraźnie wskazuje, że osoby odpowiedzialne za ich przygotowanie nie przeprowadziły żadnej kwerendy lub przeprowadziły ją niewłaściwie - napisano w uchwale Rady Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego.

- Sposób oceny pisarzy oraz ich twórczości, ograniczony wyłącznie do ich deklaracji światopoglądowych, przynależności partyjnej lub pełnionej przez nich funkcji w czasie PRL, jest niedopuszczalną redukcją i otwiera pole do manipulacji, które mogą prowadzić do zubożenia polskiej tradycji kulturowej o dorobek, który nie może ulec zapomnieniu - podkreślono.

Rada jednoznacznie oceniła opinię IPN-u jako nierzetelną i stronniczą.

Netflix nadal zaprasza na pl. Wilhelma Szewczyka

Jarosław Wieczorek podjął decyzję o zmianie nazwy pl. Wilhelma Szewczyka na pl. Marii i Lecha Kaczyńskich, ale Urząd Miasta Katowice nie chciał się na to zgodzić, ponieważ nie przeprowadzono konsultacji z mieszkańcami. Wojewoda mógł z kolei podjąć decyzję o dekomunizacji w związku z tym, że w określonym terminie nie zrobił tego magistrat. Ten z kolei tłumaczył, że opinia IPN-u została przedstawiona zbyt późno i nie było czasu na konsultacje, na bazie których wcześniej zmieniono nazwy kilku ulic w mieście.

Sprawa trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który stanął po stronie miasta i uznał, że pisarz nie jest symbolem komunizmu. Wojewoda odwołał się do Naczelnego Sądu Administracyjnego i… wygrał.

Mimo to Katowice nie zdecydowały się na wymianę tabliczek, które po czterech latach nadal informują o tym, że w mieście znajduje się pl. Wilhelma Szewczyka. Taka sama informacja została niedawno umieszczona na bilbordach Netflixa, które zapraszały na pl. Wilhelma Szewczyka, gdzie prowadzona była promocja jednego z seriali. Zmianę odnotował jedynie zarządca dworca kolejowego, czyli Polskie Koleje Państwowe.

Wojewoda wielokrotnie zwracał się w oficjalnych pismach do magistratu, nakazując wymianę tabliczek, ale nikt nie zareagował. W 2020 roku powołał nawet specjalną egzekutorkę i zagroził, że tabliczki wymieni na własną rękę, a kosztami obciąży Urząd Miasta Katowice. I co? I nic. Minęły cztery lata, a pl. Wilhelma Szewczyka, przynajmniej według znaków ustawionych na ulicach, pozostaje pl. Wilhelma Szewczyka.

- Niezmiennie stoimy na stanowisku, że o nazwach placów i ulic w Katowicach powinni decydować mieszkańcy, a tego w tym przypadku zabrakło - skomentowała Ewa Lipka, rzeczniczka UM Katowice.

Jak ustaliliśmy, magistrat nie został do tej pory obciążony żadnymi kosztami. O ostatnie działania w tej sprawie zapytaliśmy również Śląski Urząd Wojewódzki. Czekamy na odpowiedź.

Nie ma placu, jest miejsce w Panteonie Górnośląskim

W formie postscriptum do tekstu warto wspomnieć o tym, że choć IPN i wojewoda podjęli decyzję o dekomunizacji Wilhelma Szewczyka, to nie zabrakło dla niego miejsca wśród zasłużonych dla regionu i ma zostać upamiętniony w Panteonie Górnośląskim, który powstaje w Archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach.

We wspomnianym Panteonie Górnośląskim zabraknie za to m.in. Jerzego Ziętka, którego z kolei nikt nie odważył się zdekomunizować w przestrzeni Katowic i nadal jest on patronem głównego ronda w mieście. Ma także swój pomnik.

Kilka dni przed publikacją tego tekstu podsekretarz stanu Paweł Jabłoński (PiS) z Ministerstwa Spraw Zagranicznych zapowiedział, że przedstawi projekt ustawy, która zabroni usuwania z przestrzeni publicznej postaci zasłużonych dla polskiej kultury i historii. To w związku ze zmianą nazwy ronda w Warszawie z im. Romana Dmowskiego na Praw Kobiet. Czy przełoży się to na pl. Wilhelma Szewczyka w Katowicach? Pewnie nie, choć pojawiły się głosy, że powinno.

Subskrybuj 24kato.pl

google news icon