Do
radnych Katowic trafiła już przygotowana przez tamtejszy urząd
miasta analiza dotycząca
wyjścia
Katowic z ZTM i organizacji transportu samodzielnie. Z analizy tej wynika, że scenariusz taki byłby dla stolicy regionu finansowo korzystniejszy, a organizacyjnie możliwy.
Katowiczanin
płaci prawie dwa razy więcej
Urzędnicy prezydenta Marcina Krupy wyliczają, że Katowice pokrywają ponad 22 proc. całości miejskich składek na funkcjonowanie transportu zbiorowego w Metropolii, a przeliczając to na głowę mieszkańca okazuje się, że statystyczny katowiczanin dopłaca do systemu blisko 489 zł, czyli niemal dwa razy więcej aniżeli statystyczny mieszkaniec każdej innej gminy GZM-u. Oferta przewozowa, którą w zamian za to dostają Katowice od podległego GMZ-owi Zarządu Transportu Metropolitalnego jest jednak – jak twierdzą katowiccy urzędnicy – dalece niesatysfakcjonująca, a przy tym samo miasto ma ograniczony wpływ na siatkę połączeń, ich częstotliwość i jakość.
– Przy tak dużym wkładzie finansowym oczekujemy lepszej jakości świadczonych usług – stwierdza wiceprezydent Katowic Bogumił Sobula. Jak dodaje, jednym z możliwych scenariuszy (w razie nie spełnienia tych oczekiwań) jest rezygnacja z powierzenia organizacji transportu przez ZTM i zorganizowanie komunikacji miejskiej we własnym zakresie.
– Nasza analiza pokazuje, że mamy zasoby organizacyjne i finansowe, które pozwoliłyby nam nie tylko organizować transport samodzielnie, ale także w pełni dopasować go do dzisiejszych potrzeb mieszkańców – przekonuje Sobula.
Deklaracje te nie oznaczają, że Katowice lada dzień przestaną płacić ZTM-owi i zaczną same organizować komunikację w swoich granicach. Raczej należy to uznać za próbę wywarcia wpływu na Metropolię poprzez wskazanie możliwości realizacji takiego scenariusza. Spór toczy się więc na linii Katowice – Metropolia, ale że stolica województwa między wierszami daje do zrozumienia, że w jakiejś części funduje przewozy mieszkańcom wszystkich pozostałych gmin Metropolii, więc sprawa dotyczy delikatnej materii jaką stanowią wzajemne relacje między miastami regionu.
Stolica regionu na tym zyskuje – odpowiadają prezydenci innych miast regionu
– Dla mnie to dowód na brak myślenia metropolitalnego. To droga donikąd i apeluję do Katowic, aby nią nie szły – ocenia wiceprezydent Rudy Śląskiej Krzysztof Mejer. Jak stwierdza, być może faktycznie Katowice, jak to wynika z analizy, dopłacają do metropolitalnej komunikacji, ale…
– Korzyści z metropolitalności Katowic są niewspółmierne do tych dopłat. Bo jeśli chcemy tak skrupulatnie liczyć, to policzmy też ile Katowice zyskują dzięki pracy w nich mieszkańców ościennych miast. Przecież niektóre firmy lokują się właśnie w stolicach województw, w tym przypadku biorąc jednak pod uwagę możliwości pozyskania pracowników z całej Metropolii – dodaje Mejer.
– Miasta wojewódzkie ściągają wiele instytucji i podmiotów właśnie z racji tego, że są miastami wojewódzkimi. Gdyby były lokowane w Sosnowcu, to nasi mieszkańcy nie musieliby jeździć do Katowic. I my je chętnie przyjmiemy, bez oczekiwania, że wówczas inne miasta będą nam płacić za dowóz swoich mieszkańców – dodaje prezydent Sosnowca, Arkadiusz Chęciński.
Także Marcin Michalik, wiceprezydent Chorzowa, jest zdania, że Katowice owszem, dużo płacą do budżetu metropolitalnego ZTM-u, ale też powinne być zainteresowane dowozem pracowników z ościennych miast na swój teren, bo mają w tym żywotny interes.
–
Przecież
gdyby nie ci
pracownicy,
to tak wiele firm nie lokowałoby się właśnie
w
Katowicach. A to te firmy stanowią o budżecie Katowic. Idąc tym
tropem, to Chorzów musiałby zapytać się kto mu zwróci wydatki
ponoszone na przewóz pracowników z Bytomia, czy Rudy Śląskiej do
Katowic. Bo my z tego korzyści żadnych nie mamy, ale Katowice już
tak. Takie
myślenie
jednak do niczego nie prowadzi – podsumowuje
Michalik.
Koszty
są problemem, ale nie tak trzeba o tym mówić
Nie brak też głosów, że Katowice, owszem, podnoszą istotny problem ponoszonych przez miasta wydatków na transport zbiorowy i otrzymywanej w zamian jakości przewozów, ale ustawiając się w roli „dobrodziejów mimo woli” względem całej reszty miast GZM czynią to z gracją słonia w składzie porcelany. W tym kontekście usłyszeć można opinię, że Katowicom marzy się pozycja, jaką względem swoich sąsiadów mają takie miasta jak Wrocław, Poznań czy Kraków. Tyle, że w tym przypadku przewaga stolicy regionu wobec ościennych gmin nie jest tak wielka, by uzasadniała takie mocarstwowe myślenie.
– Co jednak nie zmienia faktu, że kwesta kosztów ponoszonych na transport zbiorowy stanowi wyzwanie, z którym przyjdzie nam się zmierzyć i wcale nie dotyczy to tylko Katowic – słyszymy w jednym z dużych miast regionu.