Choć przewodniczący Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii
Kazimierz Karolczak konsekwentnie zaprzecza temu, jakoby istniał
konflikt pomiędzy GZM i Katowicami, to trwające od kilku miesięcy
przeciąganie liny w sprawie organizacji transportu publicznego tak
właśnie wygląda.
Kilka dni temu
zapytaliśmy przewodniczącego GZM, czy może odnieść się do
analizy dotyczącej samodzielnej organizacji transportu, jaką
przygotował Urząd Miasta Katowice. - Nie mogę odnieść się do
dokumentu, którego nie otrzymałem - odpowiedział i to samo
powtórzył w czwartek, 10 lutego, na antenie Radia Piekary. -
Widocznie nie jest to na tyle ważne, aby przekazać ten dokument
Metropolii - dodał.
"Katowice korzystają z 400 tys. mieszkańców, a chcą płacić za 270 tys."
W rozmowie z
Marcinem Zasadą odniósł się natomiast do kwestii finansowania
transportu w Metropolii. Prezydent Katowic Marcin Krupa uważa, że
jego miasto jest w tej kwestii traktowane najgorzej, ponieważ płaci
najwięcej w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Według analizy aż
488 złotych, kiedy w pozostałych miastach są to zaledwie 254
złote.
- Z ostatnich danych wynika, że do Katowic codziennie podróżuje od 100 do 150 tys. mieszkańców sąsiednich miast, którzy pracują w tych pięknych szklanych budynkach, jakie wyrastają jak grzyby po deszczu. Myślę, że prezydent przyciągając te inwestycje do miasta, zdaje sobie sprawę z tego, że firmy lokują je w Katowicach tylko i wyłącznie w oczekiwaniu, że przyjadą tam mieszkańcy sąsiednich miast, bo bezrobocie w Katowicach jest na poziomie półtora procenta, więc praktycznie go nie ma - przekonywał Kazimierz Karolczak.
W jego ocenie dzięki
codziennemu napływowi pracowników z miast sąsiednich, Katowice
mogą rozwijać się nie jak miasto liczące około 270 tys.
mieszkańców, ale jak miasto liczące około 400 tys. mieszkańców,
a jedynym kosztem tego rozwoju jest odpowiedni transport.
- Katowice wnioskują
o to, aby każdy płacił za swojego mieszkańca. Korzystają
natomiast z 400 tys. osób, które w Katowicach mieszkają lub
pracują, a chcą płacić za 270 tys. To pewna niespójność -
powiedział na antenie Radia Piekary.
Dodał również, że
gdyby dodać liczbę osób dojeżdżających do pracy w Katowicach
oraz liczbę mieszkańców miasta i dopiero wtedy obliczyć wydatki
samorządów na transport w przeliczeniu na jedną osobę, to zapewne
okazałoby się, że wcale nie są one tak rozbieżne.
Kazimierz Karolczak
przypomniał, że podejmowano próby dotyczące obliczenia składki
na organizację transportu publicznego w oparciu o liczbę pasażerów
z danych miast. Mowa oczywiście o Karcie ŚKUP. Ta okazała się
jednak kompletną porażką. Jej funkcjonalność skrytykowali
pasażerowie, a co do zastosowanych rozwiązań wątpliwości
przedstawił Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
"Ciężko poprawić jakoś transportu, jeśli miasto nie jest w to zaangażowane"
Kilka dni wcześniej
na antenie Radia Piekary pojawił się prezydent Marcin Krupa, który
zarzucił Metropolii, że siatka połączeń nie zmieniła się od
przejęcia transportu przez Związek Transportu Metropolitalnego, a w
wielu miejscach pozostaje zamrożona od 20-30 lat.
- Muszę zwrócić
uwagę na fakt, że kiedy przejmowaliśmy organizację transportu, to
konkurencyjne wobec siebie okazały się połączenia pomiędzy
Katowicami i Tychami. One się zwyczajnie dublują i to do dziś (…)
Zaproponowaliśmy, że część tych dubli zlikwidujemy i
przeniesiemy w inne rejony miasta. Po kilku spotkaniach, można
powiedzieć awanturach, w które zaangażowali się radni z Katowic,
ta propozycja wylądowała w szufladzie i została zamknięta na
klucz - odpowiedział na zarzut przewodniczący GZM. - Ciężko
poprawić jakość transportu w Katowicach, jeśli miasto nie jest w
to zaangażowane i nie potrafi podjąć w tym zakresie decyzji -
dodał.
Za przykład podał Zabrze, gdzie jego zdaniem współpraca z ZTM układa się bardzo dobrze. Zapowiedział
jednocześnie, że Metropolia jest gotowa na wdrażanie propozycji
Katowic, choć ocenia je różnie.
- Budowa centrum przesiadkowych nie skończyła się tym, że mieszkańcy zostawiają tam samochody i wsiadają do autobusów. Skończyła się tym, że mieszkańcy, którzy korzystają z autobusów, muszą się tam przesiadać na tramwaje. Wydawało mi się, że trochę inna jest rola centrów przesiadkowych - skończył gorzko temat Kazimierz Karolczak na antenie Radia Piekary.