Fortepiany w Katowicach to temat trudny. Za trzy uliczne instrumenty zapłacono prawie 450 tys. złotych. Dwa stanęły w centrum miasta na Placu Kwiatowym i ul. Stawowej, a jeden obok tężni solankowej w Parku Zadole.
Te w centrum wytrzymały zaledwie tydzień i oba zostały uszkodzone, choć zapewniano, że będą „odporne na warunki atmosferyczne i akty wandalizmu”. - Są odporne na warunki atmosferyczne - również ekstremalne. Natomiast nie są to pancerne fortepiany, odporne na działania wandali, nakierunkowane na ich uszkodzenie - tłumaczyła wówczas rzeczniczka Urzędu Miasta Katowice Ewa Lipka.
Minęło kilka miesięcy i trzeba było usunąć fortepian z Parku Zadole, ponieważ przeszkadzał on wypoczywającym tam osobom i mieszkańcom. Wskazywali oni, że z instrumentów korzystają nie tylko potomkowie Fryderyka Chopina i absolwenci Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego, a przede wszystkim dzieci, co zakłóca spokój w całej okolicy.
Przyznam szczerze, że nie trafiały do mnie argumenty mieszkańców, którzy opowiadali się za usunięciem fortepianu z okolic tężni solankowej, ale myślałem, że to już koniec przebojów z katowickimi instrumentami. Myliłem się.
Okazuje się, że uliczne fortepiany nawet nie potrzebują dziecięcych dłoni, aby rzępolić na całego. Wystarczy ulewny deszcz i zmieniają się w instrumenty autonomiczne, samograje. Przechodząc próbowałem nawet zamknąć klapę, żeby tak już nie brzęczał urzędnikom pod oknami, ale - pamiętając niedawne wydarzenia - nie chciałem zepsuć, więc odpuściłem.
Mieszkańcy Zadola, mieliście rację. Gdybym tak spędzał deszczowy dzień w domu, przybity podłą śląską słotą, a na dodatek rzępoliłoby mi to za oknem, to też bym się w... i sam go wywiózł.