Jarosław Gwizdak to prawnik po Uniwersytecie Śląskim, były sędzia (zrzucił togę w 2019 r.) i prezes katowickiego sądu. W 2018 r. był kandydatem na urząd prezydenta Katowic. Uzyskał nieco ponad 10 proc. głosów poparcia (3. wynik). Obecnie jest członkiem zarządu INPRIS, prawniczego think tanku. Mieszka w dzielnicy Koszutka, jest przewodniczącym Rady Dzielnicy.
Rozmowa z Jarosławem Gwizdakiem
24kato.pl: Dołączył pan do stowarzyszenia Mieszkańcy dla Katowic. To pierwszy krok w kierunku ponownego kandydowania w wyborach na prezydenta Katowic?
Jarosław Gwizdak: To, że dołączyłem do stowarzyszenia oznacza na razie wyłącznie to, że do niego dołączyłem. Zdecydowanie za wcześnie, byśmy rozmawiali o wyborach. Nawet nie mamy pewności kiedy się odbędą i co nas jeszcze czeka ze strony miłościwie nam panującej władzy. Póki co zostałem przyjęty i jestem członkiem Mieszkańców dla Katowic.
Zwykłym członkiem?
Tak. Przyłączyłem się do stowarzyszenia, które od dłuższego czasu obserwuję i które wydaje mi się dość istotnym i jasnym punktem na mapie katowickiego aktywizmu i obecności mieszkańców w miejskim życiu. Część członków stowarzyszenia znam od dłuższego czasu i byliśmy wokół siebie. Teraz sfinalizowaliśmy ten romans.
W jaki sposób chce się pan zaangażować w działalność tego stowarzyszenia?
Przede wszystkim chcę się przyglądać i czerpać informacje o tym, co się dzieje w innych dzielnicach i globalnie - w mieście. Dość mocno się ostatnio zafiksowałem na dzielnicy, w której mieszkam, czyli Koszutce. A warto by było wiedzieć, co się dzieje w całym mieście. Po drugie, widzę, że Mieszkańcy dla Katowic są aktywni w takich formach aktywności, jakie mi odpowiadają, jak staranie się o dostęp do informacji publicznej, projektowanie miejskich uchwał czy krytyczne uwagi do projektów statutów Rad Dzielnic. Myślę, że tu ich mogę wspomóc moją wiedzą i kontaktami.
Będzie się pan koncentrował na jakichś konkretnych zadaniach, czy wspierał stowarzyszenie ogólnie?
Nie dostałem swojego przydziału (śmiech). Dopiero się zapoznaję ze strukturą stowarzyszenia. Będzie czas, żebyśmy się wspólnie zastanowili, co się tam jeszcze może wydarzyć.
Jakie widzi pan główne problemy, które dzisiaj dręczą Katowice?
Mam wrażenie, że cały czas to jest to samo. Brak partycypacji obywateli w czymkolwiek. Wygaszanie lub niewspieranie pewnych aktywności - np. brak Panelu Obywatelskiego czy nieszczęsne Rady Dzielnic, do których miasto podchodzi jak pies do jeża, nie dając im zbyt dużo ani autonomii ani możliwości. Teraz w końcu zafundowano Radom rebranding, że w końcu Rady Jednostek Pomocniczych będą się nazywały Radami Dzielnic. Jednocześnie w Radach Dzielnic zasiadają też miejscy radni, co uważam za średni pomysł. Dwóch Rad w ogóle nie udało się zebrać. Z drugiej strony to są takie Katowice, które dobrze wyglądają na obrazku, a zwłaszcza na obrazku z góry - patrz Rynek. Pewnych rozwiązań w mieście cały czas brakuje. Brakuje np. opowiedzenia się miasta w sprawach, które nas teraz dotykają, jak kwestia pandemii czy kryzysu uchodźczego. Brakuje głosu miasta. Chciałbym, żeby poza jarmarkami, poza "sreberkiem", którego w tym mieście jest w nadmiarze, jeszcze działa się zwykła, organiczna praca.