W czwartek, 13 grudnia, o poranku zakończyło się referendum strajkowe w Polskiej Grupie Górniczej, a po południu zliczono głosy. Choć związkowcy mieli obawy, że nie uzyskają kworum, to frekwencja wyniosła 58 proc., co oznacza, że wyniki są wiążące.
Śląsko-Dąbrowska Solidarność poinformowała, ze 99 proc. głosujących opowiedziało się za strajkiem, co oznacza, że jeśli przedstawiciele związków zawodowych nie dojdą do porozumienia z zarządem przedsiębiorstwa i Ministerstwem Aktywów Państwowych, to w poniedziałek, 17 stycznia, rozpocznie się bezterminowa blokada transportów węgla z kopalń dla branży energetycznej, w której udział wezmą nie tylko związkowcy, ale też zwykli górnicy.
Nie oznacza to jednak, że praca w kopalniach zostanie zatrzymana. Węgiel nadal będzie wydobywany i odkładany na zwały, ale nie trafi do elektrowni. - Będziemy stali na torach tak długo, aż piece w elektrowniach zgasną! - zapowiadali związkowcy podczas masówek, które poprzedziły referendum.
Ostatnie rozmowy dot. porozumienia. "Innego nie podpiszę"
Strajk w Polskiej Grupie Górniczej nie jest jeszcze przesądzony. W piątek, 14 grudnia, związkowcy ponownie spotkają się w Katowicach z zarządem przedsiębiorstwa i przedstawicielami Ministerstwa Aktywów Państwowych.
- Zegar bije, a to prawdopodobnie ostatnia okazja, żeby dojść do porozumienia - zapowiada Rafał Jedwabny z Sierpnia 80. - Dziś na spotkaniu w Warszawie (13 grudnia) nawiązała się nić porozumienia, więc możliwe, że jutrzejsze rozmowy przyniosą przełom - dodaje.
Jego zdaniem frekwencja podczas referendum to spory sukces, ponieważ wielu pracowników nie mogło zagłosować z powodu urlopów lub L4.
- Nasze postulaty nie są wygórowane. To średnie wynagrodzenie na poziomie 8200 złotych brutto i jednorazowa rekompensata dla pracowników, którzy pracowali w weekendy. Innego porozumienia nie podpiszę - podkreśla Rafał Jedwabny.