"Ceny prądu zależą od kosztów jego wytworzenia, a na to wpływa
szereg czynników. Głównym składnikiem ceny energii elektrycznej
są koszty, jakie ponosimy w związku z polityką klimatyczną Unii
Europejskiej oraz rosnącymi kosztami uprawnień do emisji CO2 –
stanowią one aż około 60 proc. kosztów energii elektrycznej. Jest
to jeden z najważniejszych powodów wzrostu cen energii w całej
Europie" – tak
obowiązujące od początku
roku nowe
taryfy sprzedaży i dystrybucji energii elektrycznej dla gospodarstw
domowych tłumaczy na swojej stronie internetowej energetyczna spółka Tauron.
Takie same sformułowania znalazły się w mailach do klientów,
które koncern wysyłał z początkiem stycznia. Z załączonej do
tych maili analizy uśrednionych kosztów wpływających na cenę
energii elektrycznej wynikało, że marża
spółki wynosi 1 proc. (podobnie jak i akcyza), 6 proc. stanowią
koszty własne, natomiast aż 59 proc. to koszt
uprawnień do emisji CO2, wynikający z Polityki Klimatycznej Unii
Europejskiej (kolejne
7 proc. z tytułu tejże Polityki to koszty obowiązków OZE i
efektywności energetycznej).
Spółka zawyżyła udział uprawnień do emisji CO2?
Nie można wykluczyć, że z treści tych wiadomości Tauron będzie musiał teraz się wytłumaczyć przed prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Na to liczy fundacja Frank Bold, będąca częścią międzynarodowego zespołu prawników. Złożyła ona do prezesa UOKiK-u zawiadomienie o podejrzeniu stosowania przez Tauron praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów. Zdaniem Fundacji kolportowane przez spółkę wiadomości dezinformowały jej klientów co do faktycznych przyczyn wzrostu ceny energii elektrycznej. W tym kontekście Frank Bold powołuje się na szacunki ekspertów rynku energetycznego i dane urzędników unijnych, z których wynika, że cena uprawnień do emisji CO2 stanowi nie więcej niż 1/3 ceny płaconej przez konsumentów.
– Podanie mocno zawyżonego udziału kosztu uprawnień do emisji CO2 to najbardziej rzucający się w oczy, ale tylko jeden z kilku elementów dezinformacji, której Tauron dopuścił się wobec swoich klientów, czyli aż 5 mln gospodarstw domowych w Polsce. Spółka swoją komunikacją naruszyła obowiązek udzielenia konsumentom rzetelnej, prawdziwej i pełnej informacji – komentuje Bartosz Kwiatkowski, dyrektor Frank Bold w Polsce.
Fundacja
zarzuca ponadto Tauronowi tworzenie wśród klientów wrażenia,
że odpowiedzialna za podniesienie cen energii jest Unia Europejska,
zaś działania bądź zaniechania spółki nie mają na nie wpływu.
– Tauron wskazuje, że za większość naszych rosnących rachunków za energię odpowiada wyłącznie unijna polityka klimatyczna, co jest informacją nierzetelną i niepełną, wykorzystującą ograniczoną wiedzę konsumentów na temat funkcjonowania systemu uprawnień do emisji. EU ETS to system specjalistyczny, którego niezrozumienie wykazują nawet czołowi politycy zasiadający w rządzie. Tauron wykorzystuje niewiedzę na jego temat, by nie wskazać faktycznych przyczyn ponoszenia kosztów związanych z drożejącym prądem. A spora ich część leży po stronie spółki i jej decyzji – dodaje Kwiatkowski.
Koncern nie śpieszył się z odejściem od węgla. I teraz są efekty
Fundacja
przypomina, że system EU ETS został wprowadzony na mocy unijnego
prawa blisko 20 lat temu przy założeniu, że drożejące koszty
emisji gazów cieplarnianych stanowić będą dla producentów
energii impuls do przechodzenia na nieemisyjne sposoby produkcji.
– Trudno przypuszczać, że Tauron, grupa od lat obecna na rynku, nie miała świadomości na temat funkcjonowania systemu handlu emisjami oraz jego rosnących kosztów. Mimo to grupa przyjęła strategię na rzecz dekarbonizacji dopiero w 2019 roku. Ponoszenie wysokich kosztów związanych z systemem EU ETS jest zatem wynikiem dotychczasowej opieszałości grupy w odchodzeniu od węgla w produkcji energii, o czym spółka klientów już nie informuje. A to może wpływać na ich wybory konsumenckie – stwierdza Bartosz Kwiatkowski.
Frank Bold wskazuje, że Tauron w swych informacjach opiera się na wyliczeniach Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej, tyle że te odnoszą się ogólnie do średnich cen energii elektrycznej, a nie tej konkretnej sprzedawanej przez Tauron swoim klientom. - To nierzetelne przekazanie danych ogólnych jako danych własnych – ocenia Frank Bold. Wytyka również, że nie bardzo wiadomo jaki obowiązek prawny realizował Tauron wysyłając wspomniane zawiadomienia do swoich klientów. W opinii prawników z Fundacji spółka podając informację jako narzuconą przez ustawę „w sposób nieuzasadniony korzysta z autorytetu Państwa oraz legitymizuje cenę sprzedawanej przez siebie energii elektrycznej, zniechęcając konsumentów do poszukiwania innych sprzedawców dostępnych na rynku”.
– Przeciętny konsument może odnieść wrażenie, że koszt uprawnień do emisji to rodzaj podatku nałożonego na odbiorców energii, podczas gdy odzwierciedlają one raczej decyzje producenta energii, który wiedział przecież, że te uprawnienia będą drożały i nadejdzie moment, w którym przez trwanie przy węglu będzie produkował bardzo drogo, a mimo to nie dążył dostatecznie szybko do zwiększania produkcji z odnawialnych źródeł energii. Swoistym kuriozum jest zresztą to, że informację o ponoszeniu kosztów uprawnień do emisji Tauron przekazał także klientom korzystającym z usługi “Prąd EKO”, którzy kupują energię certyfikowaną jako pochodzącą w 100 proc. z OZE. Tymczasem instalacje OZE nie emitują CO2 i jako takie nie są obciążone tymi kosztami – podsumowuje dyrektor Kwiatkowski.
Czytaj też: