Rozmowa z dr. n. med. Szymonem Skoczyńskim, pulmunologiem, szefem Szpitala Tymczasowego w Pyrzowicach
24kato.pl: Dane z piątku 21 stycznia mówiły o blisko 41 tysiącach nowych zakażeń wirusem SARS-CoV-2. Liczby te rosną z dnia na dzień.
Dr n. med. Szymon Skoczyński: To prawda. Ale te liczby powinno się pomnożyć dwukrotnie, może wtedy dopiero otrzymalibyśmy prawdziwą skalę zjawiska. Szpital Tymczasowy w Pyrzowicach jest obecnie obłożony w 25 procentach. Spodziewamy się jednak, że w ciągu kilku-kilkunastu dni znów będziemy pełni - podobnie jak to miało miejsce jeszcze w październiku i listopadzie 2021 roku. Wprawdzie obecnie mniej osób jest hospitalizowanych, jednak nawet jeśli ułamek nowych zakażonych trafi do szpitali - wkrótce znów skończą się miejsca na oddziałach zakaźnych.
Czy można porównać przebieg choroby wywołanej nowymi szczepami wirusa do tych z trzeciej czy czwartej fali?
Dobra informacja jest taka, że większa część chorych przechodzi zakażenie łagodniej niż podczas poprzednich fal. Obecny szczep wirusa powoduje mniejsze uszkodzenia dolnych dróg oddechowych i płuc. Jesteśmy w coraz większym stopniu wyszczepieni, wiele osób już COVID przechorowało, tym samym coraz większa jest odporność. Oczywiście daleko nam jeszcze do pełnej odporności populacyjnej. O tej można mówić, gdy wyszczepienie obywateli sięgnie 90 procent.
Patrząc przez pryzmat szczepień - jako lekarze zdajemy sobie sprawę, że szczepionki będą zmieniane i modyfikowane. Dlaczego nikt nie protestuje przeciwko zmieniającej się co roku szczepionce grypy?
Obecnie wynosi ono średnio niespełna 60 procent po 1 dawce i blisko 50 procent w pełni zaszczepionych. Z jednej strony spadło tempo szczepienia, z drugiej - rosnąca liczba zakażeń powoduje nasilenie ruchów antyszczepionkowych. Pytanie więc nieco prowokacyjne - czy te szczepionki coś dają?
Zdecydowanie tak, dają. Oczywiście wiemy, że wszystkie są robione w oparciu o dominujący szczep, więc podobnie jak w przypadku wirusa grypy - zwykle na "starą" wersję. Jednak nawet wtedy występują w organizmie reakcje krzyżowe przeciwciał, bowiem znaczna część komponenta wirusa pozostaje niezmienna. Patrząc przez pryzmat szczepień - jako lekarze zdajemy sobie sprawę, że szczepionki będą zmieniane i modyfikowane. Dlaczego nikt nie protestuje przeciwko zmieniającej się co roku szczepionce grypy? Wirusy ciągle mutują i dlatego szczepionki będą podlegać ciągłej modyfikacji. I od nas zależy, czy będziemy na tyle rozsądni, by z nich korzystać.
Czy zaszczepieni rzeczywiście przechodzą COVID łagodniej niż niezaszczepieni?
Tak. Z naszych doświadczeń klinicznych wynika, że osoby zaszczepione o wiele łagodniej przechorowują COVID. Rzadziej trafiają na Oddział Intensywnej Terapii i rzadziej umierają. Powiem wprost, bo przecież to żadna tajemnica - większość zgonów w naszym szpitalu, podobnie zresztą jak i w innych placówkach - to były osoby niezaszczepione lub też takie, które miały inne kliniczne predyspozycje powodujące znaczne obciążenie układu odpornościowego organizmu.
Leczycie też antyszczepionkowców?
Byli, są i będą do nas trafiać również liczni antyszczepionkowcy. Większość z nich zmieniało zdanie będąc na oddziale. Widząc, że niezaszczepieni są w stanie zagrożenia życia, że umierają. I dopiero wtedy większość chciała się szczepić, choćby natychmiast. Ale oczywiście są i tacy, którzy nie zmieniają zdania, mimo że ich bliscy umierają. Patrząc na ruchy antyszczepionkowe - skomentowałem to kiedyś w sposób nawiązujący do postępu w motoryzacji. Czy ktoś protestował 20-30 lat temu przeciwko samochodom bez poduszek powietrznych czy kontroli trakcji? Ktoś wychodził na ulice nawołując do bojkotu firm motoryzacyjnych twierdząc, że ich auta nie są bezpieczne? Wszyscy je kupowali i po prostu każdy uważał. Podobnie jest ze szczepionkami. Pamiętajmy, że zaszczepienie nie pozwala na bezkarne narażanie siebie i innych. Szczepionka zmniejsza prawdopodobieństwo klinicznego zakażenia, chroni przed ciężkimi objawami choroby osoby zaszczepione i pewnym stopniu również ich otoczenie, ale mimo wszystko musimy na siebie uważać i chronić. I brak pod uwagę zdrowie innych.
Wirus walczy o przetrwanie, my też. Mamy jednak sprzymierzeńca w postaci szczepień.
Z SARS-em będziemy musieli już żyć?
Tak, prawdopodobnie będzie jak grypa. Pamiętajmy jednak, że kiedy zaczynaliśmy z grypą, tuż po I wojnie światowej, gdy hiszpanka dziesiątkowała populację europejską, nie było szczepionek. Wirus zabijał tak długo, aż społeczeństwo się uodporniło. Dziś jest podobnie z COVID-em. Ale pamiętajmy, że to natura. Wirus walczy o przetrwanie, my też. Mamy jednak sprzymierzeńca w postaci szczepień. Musimy się uodpornić i dojść do takiej stabilizacji, jak w przypadku grypy.
Hiszpanka według różnych danych zabiła między 50 a 100 milionów ludzi przy poziomie zakażeń szacowanym na 500 milionów. COVID-19 "dopiero" 5,6 miliona, a odnotowanych zakażeń jest ponad 350 milionów. Czy to nie jest znów woda na młyn przeciwników szczepień? Śmiertelność w końcu mała, statystycznie oczywiście, po co więc się szczepić, jeśli mogą być tylko z tego powodu komplikacje? NOP, czyli niepożądane odczyny poszczepienne są kolejnym argumentem przeciwko.
To tak nie funkcjonuje. Jedną stroną medalu jest fakt, że duża grupa osób nie odpowie na szczepienie. Co 10. osoba zaszczepiona nie wytwarza odpowiednich przeciwciał. Nawet osoby młode i bez chorób współistniejących mogą być narażone, mimo szczepienia. U starszych z kolei mechanizmy immunosupresji mogą spowodować, że ta odpowiedź będzie jeszcze gorsza. Wtedy mówimy o NOP. Takich przypadków, według raportów Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, jest średnio 5 setnych procenta, w tym ciężkich - jedna tysięczna procenta. Ale oczywiście, potrzebne są realne badania, by opracować standardy zabezpieczające te najbardziej zagrożone grupy osób. Znacznie większą śmiertelność odnotowujemy w przypadku zakażenia wirusem u osób starszych. Może więc będą wymagały większej liczby szczepień lub hybrydowego szczepienia preparatami od różnych producentów? Na to jeszcze nie dowodów i najbliższym czasie nie będą łatwo osiągalne. Na razie te osoby powinny się bardziej zabezpieczać.
Jaki więc sposób na to, by osiągnąć odporność populacyjną?
Skoro nie pomogły kampanie promocyjne i, patrząc na poziom wyszczepienia - blisko połowa Polaków lekceważy bezpieczeństwo nie tylko własne, swoich bliskich, ale też innych osób - rozwiązaniem będzie wprowadzenie obowiązku szczepień. Obecnie jest on ograniczony do kilku grup zawodowych. Nie ma w tej chwili prawnej możliwości zmuszenia kogoś do zaszczepienia się, a jak widzimy często w praktyce - restrykcje wobec niezaszczepionych są znikome. Co ciekawe - w minionych latach w Polsce było wiele szczepień obowiązkowych, dzięki którym Polacy chorowali znacznie rzadziej niż obywatele innych krajów.
Dlaczego więc dziś, z jakichś egoistycznych pobudek, część społeczeństwa odmawia szczepienia, wręcz uważa, że prowadzone są na nich "eksperymenty medyczne", itp.? Nie mówiąc już o tym, że tego rodzaju informacje rozpowszechniają osoby, które owym "eksperymentom" się nie poddały.
Trudno mi zrozumieć takie przypadki. Ale myślę, że jest to właśnie przesłanka do tego, by szczepienie było obowiązkowe. Z wykluczeniem osób, które mają stwierdzone medyczne przeciwwskazania. To może zabrzmieć okrutnie - ale to właśnie te osoby najbardziej obciążają służbę zdrowia.
Właśnie. Pamiętamy ostatnią falę, gdy większość personelu medycznego została rzucona do walki z COVID-em. Wstrzymano inne zabiegi, operacje - w tym nawet często te ratujące życie.
Pamiętajmy, że oddziały czy szpitale zajmujące się nowym wirusem nie działają na co dzień. Liczba personelu dostosowywana jest do potrzeb. I kiedy mamy drastyczny wzrost hospitalizacji związanych z wirusem - powoduje to braki w personelu na innych oddziałach. Wtedy rośnie nam śmiertelność spowodowana na przykład chorobami sercowo-naczyniowymi, nowotworowymi, wstrzymywane są długo oczekiwane zabiegi i operacje. Lekarzy, pielęgniarek czy ratowników nie da się pomnożyć. Kiedy więc ktoś świadomie, z jakichkolwiek wewnętrznych pobudek, nie chce się zaszczepić i zachowywać bezpieczeństwa, a później zasila oddziały zakaźne - niech ma świadomość, że przykłada się do paraliżu w funkcjonowaniu innych szpitalnych oddziałów. Gdzie również ludzie ciężko chorują i z braku pomocy - umierają.
Czytaj też:
- Anna Debudej przeszła dwa przeszczepy wątroby w szpitalu w Katowicach. Urodziła dziecko. - Trzy razy obchodzę urodziny - mówi
- Skrócona kwarantanna, ogólnodostępne testy na COVID-19. Nowe zasady walki z pandemią