We wtorek, 24 listopada, do Katowic przyjechał wicepremier, szef Ministerstwa Aktywów Państwowych Jacek Sasin, a wraz z nim nowy wiceminister ds. górnictwa Piotr Pyzik. Ponad dwie godziny trwało spotkanie przedstawicieli rządu Prawa i Sprawiedliwości ze związkowcami, a głównym tematem była umowa społeczna dla górnictwa.
Najważniejsze, o czym poinformowano, to termin spotkania z Komisją Europejską, które ma odbyć się 2 grudnia. Wówczas najprawdopodobniej dowiemy się, czy KE prenotyfikuje umowę społeczną, tzn. wyrazi zgodę na dalsze prace notyfikacyjne.
- Jest szansa na zielone światło dla dalszych działań. To będzie kluczowe dla naszego regionu. To, co my nazywamy transformacją energetyczną, dla Górnego Śląska jest transformacją cywilizacyjną. Jeżeli ta transformacja przejdzie według założonego harmonogramu, to w 2049 roku górnictwo na Górnym Śląsku przestanie istnieć, a kiedy o tym mówię, to samemu nie chce mi się w to wierzyć - powiedział w rozmowie z dziennikarzami Piotr Pyzik.
Rząd PiS ma „plan B”? Kopalnie bez pomocy będą bankrutować
Mniej górnolotnie kwestię spotkania w Komisji Europejskiej ujmowali sami przedstawiciele związkowców.
- Do 2 grudnia Komisja Europejska może zakończyć się proces prenotyfikacji. Na bazie zakończenia tych rozmów, może powstać ustawa o pomocy publicznej dla branży - wyjaśniał Dominik Kolorz, szef Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności.
To w tej chwili najważniejsza kwestia dla przyszłości górnictwa w Polsce, ponieważ bez dopłat do bieżącego wydobycia kopalnie mogą w najbliższych miesiącach bankrutować jedna po drugiej. Są one co prawda zapisane w umowie społecznej, ale mogą zostać uznane przez Komisję Europejską jako niedozwolona pomoc publiczna i zablokowane.
- Wtedy możemy skończyć jak stocznie, które dostały pieniądze ze Skarbu Państwa, a później Unia Europejska to zakwestionowała i kazała zwrócić - ostrzegał Bogusław Hutek, szef Solidarności w Polskiej Grupie Górniczej.
Nowy wiceminister ds. górnictwa zapowiedział, że trwają prace nad specustawą górniczą, która ma umożliwić wdrożenie „planu B” na wypadek, gdyby Komisja Europejska nie zgodziła się na dalsze rozmowy dotyczące umowy społecznej. Jaki to plan? Nie zdradził. Za to szef Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności powiedział wprost, że trzeba znaleźć rozwiązanie, aby wesprzeć finansowo branżę.
Co jeśli Komisja Europejska nie zgodzi się na dopłacanie do nierentownych kopalń?
- Świat się na tym nie kończy. Trzeba będzie rozparzyć wszystkie możliwe warianty. Dziękuję za to pytanie, bo to ważna sprawa. To jest taki drogowskaz, żeby człowiek się nie mylił w życiu, polityce i tym co robi. Najważniejszą kwestią jest dla mnie interes państwa polskiego. Następnym celem jest sukces i przetrwanie polskiej gospodarki (…) Te dwa cele łączą się z trzecim - dobrem Polaków - odpowiedział na okrągło Piotr Pyzik.
Dopiero później wyjaśnił, że taka decyzja będzie miała konsekwencje nie tylko dla gospodarki w Polsce, ale również w Niemczech i innych krajach Unii Europejskiej. - Chcemy bardzo lojalnie, solidarnie i konsekwentnie wypełniać te deklaracje, które złożyliśmy, które wynikają z naszej bytności w Unii Europejskiej, ale my też mamy pewne parametry wytrzymałościowe i dobrze by było, aby Unia Europejska się z tym liczyła - dodał.
Zapowiedział także, że nawet jeśli Komisja Europejska prenotyfikuje umowę społeczną, to dalszy proces notyfikacji może potrwać kolejne dziesięć lub dwanaście miesięcy.
„Widmo akcji protestacyjnej nabiera kształtów”
Na spotkanie z Jackiem Sasinem i Piotrem Pyzikiem związkowcy nie przyjechali w najlepszych nastrojach. Z resztą nie wiedzieli, czego się spodziewać, bo nowy wiceminister ds. górnictwa został im dopiero przedstawiony.
- Czy dajemy mu kredyt zaufania? Na pewno tak. Dziwi mnie tylko, że kiedy umowa społeczna leży w Komisji Europejskiej, nagle zmieniono osobę, która pracowała nad jej zapisami. Jakiś kredyt zaufania będzie, tylko czasu jest mało. Tego kredytu wystarczy nie na trzy lub dwa, ale na miesiąc - zapowiadał przed rozmowami Rafał Jedwabny z Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80”.
Po spotkaniu Dominik Kolorz stwierdził krótko, że było ono ostre, a związkowcy dosadnie wyrazili swoje niezadowolenie z braku postępów w realizacji umowy społecznej, którą podpisano w maju.
- Choć zwykle bywam optymistą, to dzisiaj nim nie jestem. Widmo akcji protestacyjnej nabiera realnych kształtów. Nie wiem, czy teraz, czy na początku roku. Sytuacja zmusza nas do tego, abyśmy przestali patrzeć biernie - zapowiedział Dominik Kolorz jeszcze przed spotkaniem.
Dlaczego Komisja Europejska może zablokować umowę społeczną?
Umowa społeczna zakłada, że kolejne kopalnie będą powoli wygaszane do 2049 roku. Wcześniej nierentowne zakłady mają być utrzymywane przy życiu dzięki dopłatom ze Skarbu Państwa. Górnicy mogą z kolei liczyć na gwarancję zatrudnienia, płatny urlop lub odprawę.
W dokumencie przewidziano także plan minimalizacji negatywnych skutków transformacji, który przewiduje m.in. zagospodarowanie metanu, gromadzącego się w korytarzach nieczynnych kopalń czy budowę instalacji do wytwarzania wodoru, oraz wsparcie województwa śląskiego z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji Unii Europejskiej.
Aby umowa społeczna dla górnictwa mogła wejść w życie, konieczna jest akceptacja jej zapisów przez Komisję Europejską.
- Jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że Komisja Europejska zakwestionuje system dopłat do wydobycia węgla, zaś sam harmonogram likwidacji kopalń jest pogwałceniem naszych zobowiązań w ramach Unii Europejskiej i Porozumienia Paryskiego. Rząd potraktował górników niepoważnie, dając im do podpisania dokument, który rysuje nierealistyczne obietnice - oceniła Marta Anczewska, specjalistka ds. sprawiedliwej transformacji w WWF.
Dofinansowanie dla nierentownych zakładów może zostać uznane za niedozwoloną pomoc społeczną, a wygaszanie kopalń do 2049 roku gryzie się z deklaracją o osiągnięciu neutralności klimatycznej przez Polskę do 2050 roku.