Władze Stanów Zjednoczonych ostrzegają, że rosyjski atak na Ukrainę może się rozpocząć w tym tygodniu. Podawana jest nawet dokładna data – najbliższa środa, 16 lutego. - Nie tym razem – mówi o potencjalnym ataku Artur Dubiel, ekspert ds. bezpieczeństwa z Wyższej Szkoły Bankowej w Chorzowie, który był gościem Marcina Zasady w Rozmowie Dnia Radia Piekary.
Artur Dubiel dodaje, że Putin tym razem „przeszarżował” i nawet na wschodzie Ukrainy, który był zawsze mocno prorosyjski, ludzie się uczą języka ukraińskiego. Jeśli doszłoby do wojny, to Rosjanie – zdaniem eksperta – mogą się mocno zdziwić. Jeżeli ukraińskie społeczeństwo się postawi, to będą mieli do czynienia nie tylko z wojną partyzancką, ale także z atakami terrorystycznymi i nie tylko na terytorium ukraińskim.
Wiele krajów zachodnich, m.in. USA i Wielka Brytania wezwało swoich obywateli do opuszczenia Ukrainy, ale to – zdaniem eksperta z WSB – jest pewnego rodzaju gra. - Amerykanie i Brytyjczycy prowadzą pewną akcję informacyjną na sposób rosyjskim. Rosjanie mogą być więc zdziwieni, że ktoś z nimi walczy ich własnymi metodami – mówi Artur Dubiel. Ten konflikt – jego zdaniem - to kolejna odsłona „wojny energetycznej”. Chodzi o wodór, którego Ukraina ma duże zasoby, a kraje Unii Europejskiej chcą nim zastąpić rosyjski gaz.
Wojna na Ukrainie oznaczałaby ogromny kryzys migracyjny i humanitarny
Jeżeli doszłoby do rosyjskiego ataku na Ukrainę, to – jak podkreśla Artur Dubiel - dla Polski oznaczałoby to ogromny kryzys migracyjny i humanitarny, przy którym sytuacja na granicy polsko-białoruskiej to był „Pan Pikuś”.
- Na granicy polsko-ukraińskiej mogą się pojawić setki tysięcy osób. Jedni na Ukrainie mogą stanąć do walki, a drudzy będą chcieli uciekać. Inaczej też będzie się zachowywał mieszkaniec zachodu Ukrainy, a inaczej ten, który mieszka na wschodzie i ma wiele do stracenia. Nagle mogą stwierdzić pakujemy się i jedziemy – mówi Artur Dubiel.
Ekspert w WSB dodaje, że nie wiadomo ile taka sytuacja mogłaby trwać i te osoby musielibyśmy jakoś „zagospodarować”.