Będzie to kolejna, 10. już część Duchów wojny, najważniejszej pozycji w dorobku literackim Lyski. Duchy wojny opowiadają o losach Ślązaków w XX wieku. W pierwszych czterech tomach poznajemy je oczyma jego ojca - żołnierza Wehrmachtu, który podczas II wojny światowej poległ na froncie wschodnim w 1944 roku. Urodzony w roku 1942 Alojzy Lysko praktycznie nie zdążył więc go poznać, jednak jest przekonany, że posiada z ojcem duchową łączność. Że to jego duch zainspirował go do napisania sagi o losie ojca i że duchy innych Ślązaków z jego rodzinnej ziemi pszczyńskiej również obecne są tam nadal.
Ich bliskość Lysko wyczuwa szczególnie w swojej pracowni, gdzie powstają jego książki. Tworzy, korzystając z gromadzonych przez lata relacji ustnych mieszkańców Bojszów oraz okolicznych miejscowości. To nieprawdopodobnie wręcz bogata i stale poszerzająca się kolekcja. Ale przy pisaniu odgrywa też rolę czynnik wymykający się racjonalnym definicjom. Książki Lyski pisane są sercem i za serce chwytają.
ZOBACZ TAKŻE:
- Rezolucja ws. uznania języka śląskiego już blisko? Łukasz Kohut z gotowym projektem (24kato.pl)
- Dlaczego Ślązacy są Ślązakami? Reportaż „Sprawa narodowa” w TVN24 (24kato.pl)
- Jerzy Gorzelik przewiduje wyniki Spisu Powszechnego. Regionaliści wystartują w wyborach jako RAŚ czy Ślōnsko Sztama? (24kato.pl)
Inspiracją było... Prawo i Sprawiedliwość
Może to zabrzmieć paradoksalnie, lecz Duchy wojny nie powstałyby, gdyby nie Prawo i Sprawiedliwość, którego posłem Lysko był w latach 2005-2007. Nie odnalazł się w tej roli i nie odpowiadała mu polityka w wykonaniu PiS-u, z którym okazało mu się nie po drodze szczególnie w sprawach Śląska. Dla Lyski najważniejszych, ale marginalnych wobec partyjnych priorytetów. Jak przyznaje, Duchy wojny poczęły się w Warszawie, w sejmowym hotelu, w momencie reakcji na to rozczarowanie.
Nie powstałyby też zapewne, gdyby nie wcześniejsza książka Lyski To byli nasi ojcowie. Wydana w 1999 roku, okazała się przełomem tak dla autora, jak i jej czytelników. Opatrzona podtytułem Legendy rodzinne z Górnego Śląska o poległych żołnierzach Wehrmachtu, opisuje tragedię kilkudziesięciu mieszkańców ziemi pszczyńskiej, którzy nie powrócili z wojny. Lektura wyciska łzy z oczu. I powinna, choć niestety nie każdy dojrzał do jej odbioru. Po wydaniu książki, powstałej przecież z potrzeby serca, z chęci przypomnienia upamiętnienia skazanych na zapomnienie i przemilczenie, pojawiły się i głosy, że jakże to tak. Bo przecież "Wehrmacht to zbrodniarze", kropka. Ale czy Ślązacy w Wehrmachcie byli zbrodniarzami? Dla Lyski to absurd.
"Poszli na wojnę, siłą wyrwani z rodzinnych gniazd. Wychowani bogobojnie i prawomyślnie, według sprawdzonych reguł moralnych obowiązujących w rodzinach śląskich, nie byli, bo nie mogli być żołdakami. Byli naszymi ojcami, mężami naszych matek, synami naszych babć i dziadków, braćmi - wszyscy w niewielkim środowisku wiejskim dobrze rozpoznani jako ludzie" - napisał we wstępie, dodając: "Historia nigdy by nam nie wybaczyła, gdybyśmy temu ludzkiemu wymiarowi ich przymusowej służby w niemieckim wojsku pozwolili utonąć w morzu niepamięci".
Lysko, strażnik wspólnotowej pamięci
Książki Lyski nie gloryfikują Wehrmachtu ani w ogóle wojny, ich przesłanie jest głęboko pacyfistyczne. Ludzkie. Ślązakom pomagają zrozumieć ich samych, dla wielu z nas były, są i będą katharsis.
Dostrzegają to także naukowcy - historycy, badacze literatury, mistrzowie słowa. Prof. Zbigniew Kadłubek, dyrektor Biblioteki Śląskiej, zapytany w 2021 roku, przed jubileuszem 60-lecia pracy twórczej pisarza, kim jest dla nas Lysko, odpowiedział mi tak:
- Alojzy Lysko jako pisarz pomógł wielu ludziom na Śląsku oraz poza nim zrozumieć różne dramaty i tragedie naszej przeszłości. Pisząc Duchy wojny, tę długą sagę związaną z poszukiwaniem ojca i zawierając w niej swe wstrząsające wołanie o tego ojca, którego nigdy nie poznał, wszystkich nas uwrażliwił na głosy z przeszłości. Bez prozy Lyski trudniej byłoby nam uświadomić sobie, jak rozliczenia powojenne są istotne duchowo dla naszej kultury. Sądzę, że bardzo wielu osobom pomógł swoim pisaniem tak zwyczajnie terapeutycznie.
- Alojzy Lysko jest dla Górnego Śląska kronikarzem zapomnianej historii oraz strażnikiem wspólnotowej pamięci - zauważył dr Krystian Węgrzynek z Instytutu Badań Regionalnych Biblioteki Śląskiej.
- Lysko był pionierem, mając odwagę mówić o Tragedii Górnośląskiej czy o służbie Ślązaków w Wehrmachcie. To liczący się głos w dyskusji o Śląsku, o jego przeszłości i teraźniejszości. Głos merytoryczny, taki głos Ślązaków, z których wielu boi się ten głos zabierać - dodał dr Grzegorz Sztoler, pracujący w Dzienniku Zachodnim znany regionalista i publicysta.
Alojzy Lysko pracuje teraz nad kolejnym, 10. tomem Duchów wojny. Czekamy na niego spokojnie, ale już z tęsknotą.